Wykurw w płuco na przerwie. Staram sobie wyobrażać swoje płuca, ale mnie ta beznadziejna ilość smoły nakręca.
Kierownik z ubiegłego tygodnia to pajac, ten z tego tygodnia pozwala zajebać w płuco. Nie lubię tej roboty, lubię tylko hajs który mi wpada za każdą godzinę. To jakoś mi pomaga. W zasadzie ciężko mi się tylko tam się idzie. Jutro coś czuje, że nie będzie to jakiś delikatny spacerek. Później jakoś damy rade. Zajebie w płuco szlugów chyba z tonę i przeżyję kolejne osiem godzin.
W lipcu znajdę sobie jakieś lokum. Zapierdolę wtedy w chuj słów. Sylaby poleją się jak wino. INR skończę i będę mógł zacząć się bawić w poprawianie. Przepisywanie. Wyrzucanie.
We wrześniu musi być dziwnie. Musi być jakieś miejsce i muszą być jakieś łuny nad miastem. Teraz jest brutalnie i codziennie pikuje, żeby poderwać siebie przed samą ziemią. Nie mam ochoty na lizanie bruku. Mogę co najwyżej posłać całusa i w górę.
poniedziałek, 23 czerwca 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz